W wielu miejscach w naszym mieście, jak i w każdym innym, możemy spotkać kolorowe obrazy na murach. W Żyrardowie mamy kilka miejsc gdzie jest sporo graffiti, niektóre nawet niezłe plastycznie. Takim miejscem były ściany starego basenu na Wschodzie przy ul. Skrowaczewskiego, są ściany garaży wzdłuż torów kolejowych, a także garaże przy lodowisku i przy końcu ul. Girarda. Jest ich zresztą dużo więcej. Nie mamy niestety dużych murali jak w wielu innych miastach. Ponad dwadzieścia lat temu ukazała się książką „Graffiti – sztuka czy wandalizm”. A jak teraz patrzymy na graffiti?
Graffiti to nazwa zbiorcza dla obrazów, podpisów, rysunków, które są umieszczane w tzw. przestrzeni publicznej lub prywatnej za pomocą różnych technik plastycznych. Tworzone jest zwykle anonimowo i bez zezwoleń. Wywodzi się z subkultur, głównie punkowej i hip-hopowej, po jakimś czasie stało się częścią popkultury. Doszło do tego, że bywa malowane za zgodą właścicieli budynków, a nawet na zamówienie. Graffiti, szczególnie nielegalnie umieszczane w przestrzeni publicznej, przez jednych traktowane jest jako wandalizm, przez innych jako forma sztuki. Według mnie pojęcie „legalne graffiti” jest oksymoronem.
Graffiti dzieli się na malowanie za pomocą farb, głównie w sprayu, oraz na malowane z szablonów. Szybkość malowania z szablonów np. wycinanych w kliszy rentgenowskiej, powoduje, że graffiti szablonowe jest niemal wyłącznie domeną artystów „nielegalnych”. Tzw. tagowanie wykonuje się zwykle grubymi markerami.
Graffiti ma początki w kontrkulturze lat 60. XX wieku. To wtedy młodzież się rozpolitykowała i stała się osobna grupą społeczną. „Mazanie po ścianach”, jak nazywają graffiti jego przeciwnicy, znane jest od tysięcy lat, ale prawdziwym motorem, który rozpędził to zjawisko było wynalezienie farb w sprayu. Na początku lat 50., graffiti posługiwali się członkowie awangardowego ugrupowania Lettrist International, a później tzw. sytuacjoniści. Upowszechnienie farb w sprayu sprawiło, że napisy stały się kolorowe i wielkie. Pomijam tu np. napisy na ścianach pisane od wczesnych lat zaborów na początku XIX wieku, bo to zupełnie inna bajka. Polskie graffiti zaczęło się na przełomie lat 70. i 80. XX wieku i związane jest z pojawieniem się subkultury punk. Wtedy upowszechniły się spraye, a nastroje wśród części zbuntowanej młodzieży doskonale sprzyjały graffiti. Hasła w rodzaju „Czołgi do Wołgi”, „Anarchy in PRL” czy „Żarnobyl” oraz nazwy zespołów punkowych w rodzaju: Dezerter, Exploited, Moskwa, Karcer, Deuter, Brak, Siekiera, Armia można było spotkać na setkach ścian w Polsce Nieźle to podsumowuje książka: „Polskie mury. Graffiti – sztuka czy wandalizm” wydana w 1991 roku.
Druga fala graffiti związana jest z ruchem hip-hopowym. Na początku lat 90. XX wieku mnóstwo młodych ludzi zaczęło słuchać hip-hopu, a swobodny kontakt z kulturą światową i zniesienie cenzury spowodowały, że szybko przeniesiono na polski grunt amerykański rap i wszystko co za tym idzie. Ludzie mogli już swobodnie podróżować po świecie, a chłopcy malujący po murach w latach 80. poszli do wyższych szkół plastycznych i technika malowania znacznie się podniosła. W pewnym momencie graffiti zostało zaakceptowane i stało się częścią popkultury. A mówiąc precyzyjnie, część środowiska została kupiona i zalegalizowana, nadal są tacy jednak, którzy robią swoje. Ich prace najczęściej możemy oglądać na… wagonach kolejowych.
Graffiti jest sztuką żywą. Niektórym się nie podoba, czasami bywa wandalizmem. Prawdziwy grafficiarz nigdy nie pomaluje zabytku, jakiejś reprezentatywnej ściany w prywatnym budynku. Wiele złego tu robią młodzi ludzie, którzy uważają za słuszne poinformować cały świat jakiego klubu są kibicami albo kogo np. „kocha Agnieszka”.
Graffiti punkowe stawiało na oryginalność przekazu, bunt, ciekawe zbitki słowne i subkulturowość. Graffiti hip-hopowe jest znacznie bardziej kolorowe i atrakcyjniejsze plastycznie, natomiast na pewno ma mniej treści do przekazania. Oczywiście najlepsi grafficiarze są wielkimi artystami i często malują nie tylko graffiti.
Na pytanie czy graffiti jest sztuką czy wandalizmem odpowiedź nie jest prosta. Na pewno czasami bywa wandalizmem, z drugiej strony na pewno wielu grafficiarzy to artyści. Jeden problem to co się maluje, a drugi gdzie się maluje. Próby „ucywilizowania” graffiti na ogół są żałosne, bo zabijają to co najważniejsze w graffiti. Wynajęcie ściany czy zamówienie graffiti przez duży sklep, ma z graffiti tylko jeden wspólny element: malowanie sprayami. To trochę tak jakby episkopat zakontraktował koncert Behemota czy Vadera albo jakaś korporacja zamówiła na event koncert Dezertera.
Jerzy Jankowski
Skomentuj