Rozmowa z Piotrem Siudą – koordynatorem projektu badawczego Prosumpcjonizm pop-przemysłów. Analiza polskich przedsiębiorstw z branży rozrywkowej
Marta Olbryś – Panie Piotrze, projekt, który realizował Pan ze swoją grupą badawczą dotyczy prosumpcjonizmu. Proszę powiedzieć co się kryje pod tą nazwą.
Piotr Siuda – Chodzi o nastawienie przedsiębiorstw z branży rozrywkowej (producenci filmów, seriali, gier, książek czy komiksów) na konkretny rodzaj produkcji, dystrybucji i marketingu swoich produktów. Tak naprawdę na zmianę używane są pojęcia prosumpcjonizm, prosumpcja, prosumeryzm, prosumentyzm oznaczające jedno i to samo zjawisko. Mowa tu o stymulowaniu i wykorzystywaniu aktywności oraz zaangażowania odbiorców, co ma na celu uzyskanie dostępu do masy osób chętnie za darmo pracujących na rzecz danej marki medialnej. Prosumpcja ma również ułatwiać firmom badanie tego, na co jest zapotrzebowanie i w jaki sposób stale udoskonalać swoje produkty. Zdaniem wielu badaczy bazowanie na prosumeryzmie pozwala przewidywać wzory konsumpcji, szacować, jak wyglądać ona będzie w przyszłości, sprawdzać, czy tekst przyjmie się w danej grupie docelowej.
Marta Olbryś – Jaki był cel badań?
Piotr Siuda – Ogólnym celem projektu była diagnoza polskich przemysłów popkulturowych właśnie pod kątem wprowadzania przez nie praktyk prosumenckich. Odkryliśmy, w jakim stopniu wybrane polskie firmy nastawione są na rozwijanie owych działań, jakie rezultaty one przynoszą, czy rzeczywiście są sposobem na realizowanie badań rynku. Odpowiedzieliśmy na szereg szczegółowych pytań, na przykład: czy prosumpcja zależy od gatunku popkulturowego, jaki się produkuje; w jakim stopniu firmy opierają się na amatorskiej produkcji wielbicieli; z jaką intensywnością budują wspólnoty sieciowe i wykorzystują działania odbiorców; czy producenci dostrzegli, że warto jest wzmacniać zaangażowanie konsumentów; co takiego w narracjach polskich pop-tekstów pozwala sądzić, że takie podejście jest obecne bądź nie? Zbadaliśmy, czy pop-przemysły łagodzą podejście do prawa autorskiego oraz czy są skłonne udostępniać coś za darmo w internecie, czyli pokazaliśmy, w jaki sposób zachodzi przestawianie się na nowe tory sprzedaży kultury popularnej.
Marta Olbryś – W jaki sposób firmy z obszaru pop-przemysłu angażują konsumenta w proces twórczy?
Piotr Siuda – Poziom owych praktyk nie zachwyca, jeśli porównać go do zachowań producentów z Zachodu. Nie jest co prawda najgorzej, bo Polacy wzorują się na zagranicznych specjalistach od marketingu, i czasami wychodzi to całkiem nieźle, ale cały czas są w owym wzorowaniu nazbyt „nieśmiali”. Polscy wytwórcy ograniczają się do „standardowych” i „najprostszych” zabiegów prosumenckich polegających na wykorzystywaniu social media (na przykład tworzenie fanpageów na Facebooku), choć często robią to dość nieudolnie i jedynie w ograniczonym zakresie. Brakuje odważniejszych kroków, czyli rzeczywistego inicjowania oddolnej twórczości konsumentów przez stymulowanie silnego zaangażowania emocjonalnego, bezpłatne udostępnianie tekstów czy zdecydowane łagodzenie podejścia do naruszeń prawa autorskiego. Zachowawczy charakter działań prosumpcyjnych widać jak na dłoni w fakcie nieprzekraczania barier gatunkowych, czyli postawie, którą określić można: „działam prosumpcyjnie na tyle, na ile pozwala mi charakter danego gatunku popkulturowego”.
Marta Olbryś – Czy my sami – jako konsumenci – z własnej nieprzymuszonej woli możemy promować daną markę? I co możemy na tym zyskać?
Piotr Siuda – Oczywiście, że możemy promować. W literaturze mówi się wręcz o zatrudnianiu nas w tak zwanej społecznej fabryce, co ma być dla nas bardzo dobre, bowiem praktyki związane z prosumowaniem skutkują swoistym wyzwoleniem. Kontrola przechodzić może po części na naszą, to jest nabywców, stronę, a w ostateczności zyskać mamy możliwość wpływu na decyzje branży rozrywkowej. Poza tym podkreśla się, że prosumpcja jest dobra, bo pozwala zaspokoić rozmaite potrzeby – ekspresji, podejmowania znaczących interakcji, rozrywki, uzyskiwania informacji, uznania ze strony innych, samorealizacji, ujawniania swoich stanów emocjonalnych. Ich spełnianie ma powodować, że z naszych prosumenckich działań czerpiemy ogromną satysfakcję.
Marta Olbryś – Badaliście: wytwory telewizyjne, filmy kinowe, gry komputerowe, wydawnictwa i muzykę. Są wśród nich np. serial „M jak Miłość” czy „Wiedźmin”. Czym kierowaliście się przy wyborze tych „produktów”?
Piotr Siuda – Wybraliśmy zestaw tekstów powstałych lub dalej obecnych w 2012 roku i wyprodukowanych przez polskie firmy. W wypadku filmów, telewizji i muzyki tytuły zostały dobrane według ich popularności oraz zróżnicowania ze względu na producenta, to znaczy kierowaliśmy się różnymi listami rankingowymi. Trzeba zaznaczyć, że nie posługiwaliśmy się nimi zawsze, ponieważ w przypadku filmów postanowiliśmy przebadać Hansa Klossa. Stawkę większą niż śmierć. Nie kierując się rankingami, uznaliśmy, że owym obrazem trzeba się zająć ze względu na specjalne miejsce, jakie zajmuje on w polskiej popkulturze (chodziło nam o nawiązanie do kultowego już serialu Stawka większa niż życie). Tak samo przy grach, bowiem zdecydowaliśmy się przebadać te, które w różnych rankingach przodują, ale niekoniecznie były wyprodukowane w 2012 roku (na przykład Wiedźmin). Podobna sytuacja miała miejsce z wydawnictwami, ponieważ dobór książek i komiksów był zupełnie arbitralny, chociażby w wypadku Jeżycjady (cyklu książkowego Małgorzaty Musierowicz) uznaliśmy, że tekst ten warto przebadać, bowiem jest on obecny na polskim rynku od czasów komunizmu.
rozm. Marta Olbryś
Skomentuj