W Żyrardowie ostatnio wiele się zmienia. Co ważniejsze – zmienia się na lepsze. Tak, proszę Państwa, nie można tego nie zauważyć, to fakt. Faktem jest też niestety, że wszystko, co w Żyrardowie zmienia się na lepsze, zmienia się tylko po części.
Weźmy na ten przykład komunikację miejską – kto bywa w Warszawie, ten wie, że zmiany jakie ostatnio wprowadziło nasze MZK (przepraszam, PKS Grodzisk Mazowiecki, bo MZK przecież u nas zlikwidowano) żyrardowską sieć autobusową upodabniają w pewnym stopniu do tej funkcjonującej w stolicy. I tak usystematyzowanie numerów linii upraszcza znacznie sprawę podróżowania: jeśli gdzieś dojadę „jedynką”, to „jedynką” również wrócę. Jest prosto, przejrzyście i wygodnie, zwłaszcza dla przyjezdnych. Jest lepiej. Ale nie do końca. Skoro od dwóch dekad co najmniej (tyle ogarniam pamięcią) system autobusów pozostawał z grubsza niezmienny, a trasy zmieniły się tylko nieznacznie, to wszyscy z łatwością przełknęli fakt, że w którymś momencie zniknęły z przystanków porządne rozkłady jazdy. Po ostatniej zmianie stało się to jednak odrobinę uciążliwe – co z tego, że rozkłady były publikowane w gazetach czy Internecie, nikt przecież nie ma obowiązku uczyć się tras wszystkich linii na pamięć. Co z tego, że rozkłady były publikowane w autobusach, skoro były nieczytelne i dla osób starszych i słabiej widzących właściwie nie do przeczytania? Jeśli wprowadzamy system warszawski – wprowadźmy też warszawskie rozkłady z rozpiską przystanków każdej linii, ułatwi to życie i mieszkańcom, i przyjezdnym. Jest więc lepiej. Ale nie do końca.
Lepsze mamy też rozwiązania sprzedaży biletów – po chwilowym wycofaniu ich ze sprzedaży w kioskach, MZK (przepraszam, PKS Grodzisk Mazowiecki, bo MZK przecież u nas zlikwidowano) zarzuciło ten durny – bilety kupowane u kierowców powodowały znaczne opóźnienia – pomysł, a niedawno poszło o krok do przodu – wprowadziło automaty biletowe. Rozwiązanie świetne – zwłaszcza w okolicach stacji PKP, gdzie przy przystanku autobusowym nie ma żadnego kiosku, a w zimę kolejki do autobusu bywają gigantyczne. Czy jest lepiej? Tak, ale nie do końca. Tnąc koszty, MZK (przepraszam, PKS Grodzisk Mazowiecki, bo MZK przecież u nas zlikwidowano) zamówiło najstarszy model, który właściwie wychodzi już z użycia w komunikacji warszawskiej – model, w którym można płacić jedynie monetami. Ludzie wychodzący z pociągu w Żyrardowie muszą zatem dysponować drobnymi, bo płatność banknotem, choćby najdrobniejszym, nie wchodzi w grę. Nie mówiąc już o użyciu karty płatniczej, a przecież w okolicy stacji nie ma nawet jednego bankomatu. Jest lepiej. A przecież nie do końca.
Nikt chyba bardziej niż ja nie cieszy się też, że wreszcie rozpoczęto remont torów i peronu w Żyrardowie. Poważnie! Dojeżdżam do Warszawy niemal codziennie, wiem, że przyda się szybsze połączenie między Łodzią a stolicą. Serce boli mnie też nieodmiennie, że Warszawa Ursus, która ma raptem 10 tys. mieszkańców więcej niż Żyrardów za chwilę będzie miała trzecią stację, podczas gdy moje Miasto dysponuje jednym szpetnym peronem. Uważam, że będzie lepiej. A nawet, skoro w ogóle rozpoczęto prace, już jest lepiej. Ale nie do końca. Bo przecież remont można było rozpocząć w wakacje, kiedy dojeżdża najmniej ludzi (przepraszam Państwa pracujących, no ale trzeba wybierać najmniejsze zło), najmniej ludzi byłoby wtedy wściekłych z powodu opóźnień , bo przynajmniej nie marzliby w poczekalni… Poza tym, moje studia dają mi mocną podstawę, by sądzić, że łatwiej się kopie i wierci w ziemi, gdy ta nie jest zmarznięta. Zmiany zatem idą ku lepszemu, szkoda że nie do końca.
Żyrardów się zmienia na lepsze, proszę Państwa i nie ma co narzekać, że proces zachodzenia zmian bywa niewygodny, tak jak w przypadku PKP, byłoby to pewną hipokryzją. Narzekać można natomiast, bez obawy przed popadnięciem w malkontenctwo, że nasze Miasto w swoich zmianach ucieka się do rozwiązań połowicznych, tymczasowych – świadczą o tym przykład wyżej przez mnie przywołane, świeże i żywe jeszcze w naszej świadomości, ale też takie, które już – z upływem czasu – przestały nas, nomen omen, razić , jak na przykład zardzewiały dach niedawno przecież wyremontowanego dworca. Nie wspomnę, już o nowych inwestycjach – przecież będą… nowe supermarkety. Przyznajmy więc, proszę Państwa: idzie ku lepszemu. I dodajmy cicho: ale nie do końca…
Katarzyna Szymbert