Martwe koty, martwe zło…
Plaga wszędobylskich kotów opanowała popkulturę, nie ustrzegł się jej również Fede Alvarez w swojej pierwszej, większej produkcji pt. „Martwe zło”. Z tym, że koty, podobnie jak tytułowe zło, są tu martwe.
Piątka znajomych, skrywających wzajemne wyrzuty i niewyjaśnione sprawy z przeszłości, przyjeżdża do starego domu pośrodku lasu, aby pomóc swojej przyjaciółce wytrwać w odwyku. Tajemnicza księga i historia miejsca, w które postanowili udać się na wakacje, powodują, że makabryczne wydarzenia, w jakich przyjdzie im uczestniczyć nie będą tylko urojeniami byłej narkomanki.
Konwencja kina gore nie wydaje raczej dzieł oscarowych, trudno też spodziewać się po filmach tego typu zachwycających wysmakowaną estetyką kadrów. Nie każdy też lubi te obfitujące w krew i najwymyślniejsze okaleczenia produkcje, są jednak pośród nich takie, które rzeczywiście trzymają w napięciu, wywołują strach i ukazują ból w taki sposób, że mimo iż robi mu się słabo, widz ogląda film dalej z tą specyficzną niezdrową fascynacją, która powoduje, że rzeczy piękne robią na nas wrażenie przelotne, podczas gdy te obrzydliwe i straszne zostają wryte w naszą pamięć na długo. „Martwe zło” z pewnością do tego typu filmów nie należy. Pierwsze kilka minut właściwej akcji, czyli hektolitrów krwi, poobcinanych kończyn i rozmaitych ostrych przedmiotów wbijających się tu i ówdzie temu lub innemu bohaterowi rzeczywiście powoduje lekki niepokój, przeradzający się szybko w obrzydzenie. Chwilę później zostaje już tylko pełen politowania uśmiech, oczywiście, pod warunkiem, że nasze żołądki przetrwają etap obrzydzenia. Poziom makabry zaczyna tu sięgać absurdu i tym samym (może też trochę przez nadmiar „siekanego mięsa”) film przestaje wywoływać w widzu jakikolwiek oddźwięk. Alvarez nie wprowadza też żadnych zaskakujących chwytów, znajdziemy tu tylko stare wyświechtane triki z horrorów: zmora w lustrze, za oknem, niedowiarka (skądinąd – całkiem przystojnego), który powoli zaczyna wierzyć w to co się dzieje… Film przewidywalny, ale trzymający konwencję.
Dla fanów gore w każdej postaci może być interesujący, dla reszty świata – nudny lub obrzydliwy. Tym o niesprecyzowanych gustach polecam oglądać na czczo.
Katarzyna Szymbert
Skomentuj