Do ostatniej cegły…
Krystian „Jongmen” Brzeziński opowiada nam o inspiracjach, o tym, co jest w życiu ważne i o swoim Żyrardowie. „Żyrardowski chłopak” – tak sam o sobie mówi w swoich utworach. Młody i ambitny, spotkał się z nami pomiędzy jednym, a drugim koncertem.
KSz: Pierwsza rzecz, która zwróciła moją uwagę, gdy zaczęłam szukać informacji o Tobie, to fakt, że nie ma Cię na Wikipedii, właściwie poza Twoimi kawałkami, w sieci nie ma żadnych informacji biograficznych o Tobie. Czy to efekt zamierzonej walki o prywatność?
Jongmen: Ja jak najbardziej oddzielam pracę od życia prywatnego. Pokazuję tylko to, co chcę pokazać. Oczywiście, jeśli ktoś mnie zapyta o moje życie – nie unikam odpowiedzi, ale cieszę się, że nie ma tego za dużo w sieci. Nie interesuje mnie, czy jestem na Wikipedii, nie jest to dla mnie jakikolwiek wyznacznik. Wszystko, co chcę powiedzieć ludziom o sobie, opisuję w swojej muzyce. Ograniczam tę sferę jak najbardziej, choć jest nieuniknione, że w pewnym momencie ktoś zacznie wnikać w moją biografię, jeżeli się wypływa już na szersze wody muszę się z tym liczyć. Na razie mi to nie przeszkadza, nikt nie wnika w moją prywatność, więc nie jest to dla mnie problem.
KSz: Ponieważ trudno dostać o Tobie informacje, muszę zadać Ci pytanie, które pewnie słyszałeś już milion razy. Skąd pseudonim „Jongmen”?
Jongmen:Z reguły pseudonimy biorą się z głupich rzeczy. Miałem kiedyś w szkole marynarkę (i mam ją nadal) z metką „Young Man”. Później nastąpiła transformacja ksywy, a zarazem spolszczenie. Tak się jakoś przyjęło „Jongmen to…, Jongmen tamto…”.
KSz: Jesteś absolwentem szkoły muzycznej I i II stopnia, a robisz rap – rzecz, której nie uczą w szkołach muzycznych. Skąd więc pomysł?
Jongmen: Właściwie zawsze czułem się związany z tą muzyką, to było moje zamiłowanie od dawna. Nie jestem nawet w stanie wytłumaczyć, dlaczego wyszło akurat tak, a nie inaczej. Mam duże zamiłowanie do muzyki klasycznej, w jakiś sposób też mnie ukształtowała, wywarła wpływ na moje życie, dwanaście lat w szkole muzycznej robi swoje, to wchodzi w krew. Nie ograniczam się do rapu, słucham różnych gatunków muzyki, choć oczywiście rap to to, w czym czuję się najlepiej, to muzyka, którą żyję, którą oddycham i nie jestem w stanie tego wytłumaczyć. To kwestia gustu i zamiłowania. Uważam, że dzisiejszy rap nie odstaje od innych gatunków muzycznych. Czerpię inspiracje z jazzu, metalu, punku, muzyki alternatywnej, muzyki poważnej. Wydaje mi się, że taka synteza i synkretyzm jest odważnym wzbogaceniem muzyki. Spotykałem się z opiniami, że rap urąga szeroko pojętej muzyce, że to niższy gatunek ze względu na to, że jest to klepanie tekstu do beatu i że każdy może coś takiego robić. Niech więc „każdy "spróbuje coś takiego zrobić… Tak mówią tylko ci, którzy nie dostrzegają w tym głębszego sensu.
KSz: Czy rap to Twój podstawowy pomysł na życie? Bo przecież studiujesz europeistykę w jakimś celu…
Jongmen: Ważne jest, żeby mieć zawsze jakąś alternatywę. Rap zawsze był dla mnie odskocznią od codzienności, mając wcześniej szkołę muzyczną, odnajdywałem się tam, to była dla mnie ucieczka od rzeczywistości. Nie zupełnie oczywiście, bo przecież wszystko się z tym wiązało w jakiś sposób. Jeśli chodzi o inne rzeczy, które chcę robić w życiu – mam pewne plany, choć chciałbym związać się na stałe z muzyką. Jeżeli ktoś chce słuchać tego, co robię, a mi sprawia to satysfakcję tak samo wielką, jak wtedy, gdy zaczynałem i jeszcze miałbym mieć z tego pieniądze, to myślę, że byłoby to świetne połączenie przyjemnego z pożytecznym. A studia są podstawą, cały czas się uczę, poszerzam moje horyzonty i kształtuję swój światopogląd. Europeistyka to w dużej mierze nauka polityczna, czym się żywo interesuję, tym bardziej, że w rapie to bardzo ważny aspekt, trzeba więc mieć jakieś obycie. My podejmujemy tematy społeczne i różne problemy, z którymi się borykamy na co dzień… Rap jest „antysystemowy”, przynajmniej mój, ale żeby negować cokolwiek, trzeba mieć o tym jakiekolwiek pojęcie. Ja nie uznaję krytykowania czegoś bez choćby podstawowej wiedzy na dany temat. Ja tę wiedzę staram się mieć i zgłębiam ją w jakiś sposób, nie tylko na uczelni, dzięki temu mam większe zaplecze i lepiej mogę wyrazić swoje zdanie. Jestem w tym momencie świadom tego co mówię i świadom tego, co krytykuję i w pewnym sensie kształtuję swoje „zdanie społeczne" i prezentuję je innym. Co słuchacze z tym zrobią, to już jest ich sprawa, ale uważam, że to też ma bardzo duże znaczenie, dzięki temu to nie jest po prostu rap o rapie (chociaż takie kawałki też się zdarzają), ale coś, co przemawia do świadomości odbiorców, do świadomości społecznej. Rap nie musi być przecież nastawiony tylko na ograniczony target np. młodzieży, jest raczej wręcz przeciwnie – jest dla wszystkich tych, którzy to rozumieją. To wbrew pozorom nie jest muzyka dla mas, ale właśnie dla tych, którzy zechcą to zrozumieć i utożsamić się z emocjami jakie tkwią w przekazie i prawdziwości wyrazu.
KSz: Powiedziałeś, że jeżeli możesz robić to co kochasz i jeszcze mieć z tego korzyść, to chcesz tak właśnie żyć. Czy nie obawiasz się, że – kiedy już zaczniesz robić to dla jakiejś korzyści – popadniesz w komercję? Jak chcesz tego uniknąć?
Jongmen: Jak chcę tego uniknąć? Ja mam swoje zasady, którymi się kieruję, mam swoją ścieżkę. Gdybym miał robić to dla komercji, to już dawno bym to zrobił, miałem ku temu możliwości i wiele propozycji. Nigdy nie szedłem na takie układy, uważam że każdy powinien przejść pewną drogę. Dla mnie najważniejszy jest szacunek, bo ludzie nie szanują tylko twojej twórczości, ale także ciebie jako osobę i aby na ten szacunek zasłużyć – to się buduje latami – trzeba tę drogę przejść. Nie uznaję bycia konkursowym raperem – w tym momencie młodzi artyści mają pozornie ułatwione zadanie, wszystkie modne konkursy to taka łatwa ścieżka na skróty. Nie neguję ich, mają takie możliwości, więc niech z nich korzystają. Ja mam trochę inne podejście do tego, choć jak mówię - nie potępiam ich w żaden sposób. A kawałki typowo komercyjne – ja nie uznaję czegoś takiego. Robienie rapu pod publikę mija się z celem. Moim zdaniem takich rzeczy nie powinno się robić. Ja nie byłbym zadowolony, gdyby moja wytwórnia mi narzucała coś, co ja mam robić; są walentynki – zrób kawałek o miłości. Jeśli będę chciał zrobić kawałek o miłości, to go zrobię, jeśli będę chciał zrobić kawałek smutny, to też go zrobię, ale to wszystko musi wypłynąć ze mnie – to decyduje o autentyczności. I dla mnie jest to bardzo ważny aspekt, bo rap ma sens tylko wtedy, gdy człowiek jest w nim autentyczny. Jeżeli to wypływa prosto ode mnie – to jest to, moja sztuka, moja twórczość. Ja muszę mieć ochotę coś takiego zrobić, spłodzić i wtedy po prostu o tym piszę. Nikt nie kieruje mną, bo gdybym komuś na to pozwolił, stałbym się mało wiarygodny, mało autentyczny i musiałbym się liczyć z tym, że komercjalizacja i różne takie zabiegi działają na moją niekorzyść. Wiadomo, trudno uniknąć komercji w stu procentach, jeżeli czerpię korzyści z rapu, mam z tego pieniądze, za płyty, za koncerty. Ale istnieją pewnie granice, których nigdy się nie powinno przekraczać. Komercja ma bardzo pejoratywne znaczenie, u nas, w naszym środowisku, ja na szczęście mam swoje zasady, mam swoją ścieżkę, którą sobie kroczę powoli do przodu i to jest dla mnie najważniejsze. Jestem na to bardzo wyczulony, na różnego rodzaju propozycje i nie wyobrażam sobie grania na jakichś chałturach, na jakichś dziwnych imprezach okolicznościowych, z którymi zupełnie się nie utożsamiam, tylko dlatego, żeby pozyskać z tego jakieś środki, czyli kasę. Nie potrzebuję tego po prostu.
KSz: A jakieś takie wydarzenie, moment z Twojego życia, który spowodował, że nie miałeś wątpliwości, że rap będzie Twoją drogą?
Jongmen: Myślę, że od początku to było moje marzenie, cel, który sobie postawiłem i który w pewnym momencie przysłonił wszystkie inne, choć było ich sporo. Nie jestem w stanie tego opisać, tej adrenaliny na scenie, kiedy zagrałem pierwszy koncert. Nie pamiętam, kiedy to było, ale poczułem, że właśnie to chcę robić, że to jest moje życie, że w tym się spełniam, daję z siebie sto procent, mam satysfakcję, której nie daje mi nic innego tak naprawdę. Kiedy wychodzę do ludzi, kiedy nagrywam rap, kiedy przekazuję swoje zdanie, uważam, że zaznaczam swoją obecność na mapie rapu, w kartach muzycznej historii – to jest największa satysfakcja. W jakiś sposób utwardzam swój grunt, swój fundament, na którym coś dalej będzie budowane. To jest mój cel. Myślałem o tym od samego początku, więc nie jestem w stanie wskazać jakiegoś przełomowego momentu. Wydaje mi się, że tu jest ważna konsekwencja w działaniach. Być konsekwentnym, iść do przodu i nie skupiać się tylko na momentach, które są przełomowe. Po prostu wierzę w coś i do tego dążę.
KSz: Jaki jest Twój życiowy cel - może być bardzo odległy, który sprawia, że robisz to co chcesz, nie poddajesz się, nie chodzi mi tylko o muzykę, chodzi mi o wszystko w Twoim życiu? Cel, który powoduje, że masz siłę robić wszystko to co robisz i masz siłę się nie poddawać.
Jongmen: To jest w sumie ciężkie pytanie, bo wiele się na to składa, dużo rzeczy, które czuję. Nie chciałbym typowo hedonistycznie podejść do problemu, ale każdy dąży do jakiegoś szczęścia, każdy ma na to słowo milion różnych znaczeń. U mnie na szczęście składa się kilka czynników: miłość, najbliżsi, moja rodzina, wszyscy, którzy wierzą we mnie i w jakiś sposób wypełniają moje myśli, moje serce i dają mi siłę do tego, żeby to wszystko robić. To jest dla mnie bardzo ważne, napędza mnie, sprawia radość, sprawia, że mam chęć dalej tworzyć, a dając od siebie sto procent, dostaję tyle samo lub jeszcze więcej albo niewiele mniej. Właściwe dostaję dokładnie tyle, ile bym chciał i to mnie motywuje do dalszego działania. Może to jest proste, ale to dla mnie najważniejsze, żeby być szczęśliwym z tego, co robię, kim jestem, żeby przed sobą samym być zawsze w porządku.
KSz: Twoja twórczość jest bardzo różnorodna – są kawałki bardziej agresywne, a z drugiej strony masz też refleksyjne i rzeczywiście bardzo poruszające utwory. W jakim kierunku Twoja twórczość zmierza? Czy któraś z tych odmian jest Ci bliższa?
Jongmen: Nie chciałbym siebie w jakiś sposób szufladkować, nigdy nie chciałem tego robić. To w jakiś sposób mnie odzwierciedla, taka ambiwalencja w twórczości jest charakterystyczna dla mnie i uważam, że właśnie taka różnorodność jest moją pozytywną cechą. Nawet jeśli popadam w pewne skrajności. Jeżeli wszystko robiłbym cały czas w jednym klimacie, prędzej czy później stałoby się to monotonne. Przy większej różnorodności pomysłów, tematów, stylów mam lepszą możliwość wyrażenia swoich myśli – to, co mam w głowie jest moje. Każda płyta też jest różnorodna, o to się zawsze staram, dobierając kawałki, muzykę, pomysły, tematy. Nigdy nie będzie całkowicie agresywna, zawsze się znajdą jakieś spokojniejsze numery, śpiewane, z którymi się też w jakiś sposób utożsamiam, bo to właśnie ja.
KSz: Współpracujesz z różnymi artystami, czy jest taki, który jest dla Ciebie specjalnym wzorem, z którym chciałbyś się w jakiś sposób móc utożsamiać?
Jongmen: Jeżeli chodzi o wzorce, to raczej wszystkie wzorce muzyczne, które czerpię, to są artyści, na których się wychowałem. Nie mówię tutaj tylko o polskich artystach, mówię o wielu muzykach, także zagranicznych. Zbyt dużo ich, żeby wymieniać. A jeżeli chodzi o takich, z którymi współpracuję, to tak naprawdę od każdego mogę czegoś się nauczyć. Współpracuję z ludźmi, na których rapie się wychowałem i nie przypuszczałem wtedy nawet, że przyjdzie mi stanąć z nimi ramię w ramię na scenie czy przy nagrywaniu utworów. Kiedyś to były moje marzenia, w tym momencie zostały wcielone w życie, ale w dalszym ciągu bardzo dużo się od nich uczę. Ich doświadczenie kontra moje doświadczenie, każdy koncert, spotkanie z ludźmi, każda trasa, wspólne wyjazdy, dużo się rozmawia, poznaje, zwiedza i to jest bardzo rozwijające. Jest to kwestia poznania wielu ludzi, rzeczy, zjawisk, kultury i tego wszystkiego, co nas otacza: wszystkich zasad panujących w hip-hopowej społeczności. Ale znam także wielu nie hiphopowych artystów, od których też się uczę i z którymi też zamierzam współpracować, zderzać ze sobą różne rodzaje muzyki, doprowadzić do pewnej syntezy sztuki, do łączenia i eksperymentowania z muzyką.
KSz: W kawałku „Chciałbym” padają słowa, że „wątpisz w to co robisz”, z drugiej strony jest na przykład kawałek „Jestem Jongmen”, przez który przebija duma z tego co robisz. Jaki jest więc tak naprawdę Twój stosunek do własnej twórczości?
Jongmen: Akurat kawałek „Chciałbym” jest kawałkiem bardzo emocjonalnym, sentymentalnym, zdarzyło mi się kilka takich kwiatków nagrać. To odważne, by mówić o swoich uczuciach. Każdy ma w życiu takie momenty, kiedy wątpi w coś co robi – zdarza się najlepszym, zdarza się najgorszym, wszystkim się zdarza, nie jestem tutaj wyjątkiem. Jaki mam stosunek do swojej twórczości? Po prostu robię swoje, robię to, co czuję i to jest dla mnie najważniejsze, ważne żebym się spełniał i konsekwentnie kroczył swoją drogą. A to, jak to będzie, po prostu pokaże czas.
KSz: Co czujesz, gdy powstanie już jakiś utwór i odsłuchujesz go na płycie?
Jongmen: Każdy kawałek jest oddzielną jednostką i do każdego kawałka będę się inaczej odnosił. Są na przykład utwory, które podobają się ludziom, a moimi faworytami są zupełnie inne. Ja czasem wolę te bardziej emocjonalne. Na przykład na płycie, która teraz wyjdzie, zrobiłem numer z Magdą Grochowską z Żyrardowa, nagrała mi magiczny refren. To jest mój faworyt, ale ludzie, którzy już odsłuchali tę płytę, wolą zupełnie inne kawałki – mocniejsze. Ja zupełnie inaczej do tego podchodzę – każdy utwór, to jest odrębna część, odrębne dzieło pisane w związku z różnymi okolicznościami i wiele kawałków kojarzę z różnymi momentami w moim życiu. Jeżeli nagram coś sentymentalnego, to znaczy, że coś się działo w moim życiu i wiadomo, że przywiązuję do tego inną wagę. Słuchacz może tego nie zrozumieć, może wyciągnąć z niego wnioski, ale tak naprawdę nie wie, co ja czułem, co było kanwą, co w jakiś sposób wpłynęło na mnie, że zrobiłem taki, a nie inny utwór. Więc w taki sposób do tego podchodzę, każdy kawałek traktuję odrębnie i nie wypuszczam byle czego. Jeżeli coś mi się nie podoba, to po prostu tego nie upubliczniam, a jeżeli mi się podoba, leci w eter i dalej broni się samo.
KSz: Muzyka jest Twoim życiem i w to nie można wątpić, natomiast czy poza muzyką jest jakaś taka odrębna dziedzina sztuki, która jest ci szczególnie bliska, z której czerpiesz inspiracje, która jest dla Ciebie ważna?
Jongmen: Tylko i wyłącznie muzyka i na tym się skupiam. Nie jestem oczywiście głuchy i ślepy na sztukę, w jakimś stopniu przecież mam artystyczną duszę, ale z muzyką jestem związany od wielu lat i wiadomo, że to się łączy z szeroko pojętą sztuką, miałem z tym styczność, ale zamiłowanie i moje serce oddałem tylko muzyce, inspiracje czerpię z życia. To jest sztuka. Sztuka życia jest największą sztuką, jaką może uprawiać człowiek.
KSz: W utworze „Wystarczy wiedzieć że” padają takie słowa na temat Żyrardowa: „miasto które, jest odcięte od dobra”, a z drugiej strony jest „Akademia Piłkarska”, gdzie o tym samym mieście mówisz: „miasto sukcesów, pozytywnych emocji”. Te kawałki dzieli też jakaś odległość czasowa, więc czy w tym czasie zmieniło się coś w Tobie, czy może to Żyrardów się zmienił?
Jongmen: Ja się utożsamiam z Żyrardowem. Mogę go w pewnym sensie zestawić z moją twórczością, jest w tym taka ambiwalencja, jest tyle samo dobra, ile zła. W pewnym momencie mojego życia obracałem się w różnych – lepszych, mniej dobrych – klimatach i czerpałem inspirację zarówno z jednych, jak i z drugich. Właśnie takie to miasto jest: są w nim bardzo pozytywne aspekty, pozytywne strony życia tutaj i są też takie troszeczkę mroczniejsze, które tworzą naszą historię, naszą mentalność żyrardowską. Nie uważam tego absolutnie za wadę, wręcz przeciwnie i jak najbardziej się z tym utożsamiam. Wiadomo, czas ma tu znaczenie, jeżeli chodzi o moje podejście i różnego rodzaju obserwacje, ale tak naprawdę taki jest żyrardowski klimat, pełen skrajności jak ja.
KSz: W Internecie znajduję takie określenia o Tobie, jak „reprezentant z Żyrardowa”. Czym – jakim miejscem z Żyrardowa, zdarzeniem, jako ów reprezentant, byś się pochwalił?
Jongmen: Trudne pytanie, czym bym się pochwalił w Żyrardowie… Chwalę się tak naprawdę cały czas w moich utworach. Niech ludzie przyjadą i zobaczą, niech tu pożyją, poczują klimat tego miasta. Myślę, że jakaś magia tutaj jest na pewno. Gdyby nie było to nie utożsamiałbym się z tym wcale. Właśnie taka szeroko pojęta ambiwalencja. Często to słowo pada i stawiam na to naprawdę duży nacisk w twórczości i w życiu codziennym. Niech ci, którzy są ciekawi przyjadą, niech zobaczą, pożyją, pooddychają, zobaczą jak to wszystko wygląda dniem i nocą i poczują klimat.
KSz: Nocą może być niebezpiecznie…
Jongmen: Nie wydaje mi się. To tylko stereotyp.
KSz: Żyrardów pojawia się w Twoich klipach, wykorzystujesz te czerwone cegły. Czy jest takie miejsce, może miejsca, które Cię jakoś specjalnie inspirują, które lubisz odwiedzać i które są dla Ciebie ważne?
Jongmen: Większość tych miejsc jest już wyburzona… Moje ulubione miejsca to były wszystkie pozostałości po starych zakładach, tam były kręcone pierwsze klipy… Pamiętam, gdy tam pierwszy raz wszedłem, chodziliśmy tam jeszcze za dzieciaka, w miejsca, gdzie nie można było w ogóle chodzić, wdrapywaliśmy się, by dostać się do różnych dziwnych (wtedy) budowli, chodziliśmy i oglądaliśmy różne fajne obrazki, których młodzież w tym momencie nie widzi, bo nie zostało z tego nic. To był właśnie klimat, taki typowo żyrardowski, tym bardziej, jeżeli ktoś zna historię miasta, wie jak to wyglądało, ile setek ludzi tu pracowało, że wszyscy tak naprawdę tworzyli to miasto i tym ono tętniło. Teraz pojawiła się tendencja burzenia wszystkiego, na szczęście niektóre budynki zostały odrestaurowane, został nadany nowy duch i wróciło tam życie, co mnie bardzo cieszy. Ale uważam też, że powinny zostać jakieś pozostałości, które przypominają o tym, co tu było kiedyś. W końcu fabryczna architektura wyróżnia to miasto spośród innych i nadaje mu taki magiczny klimat. To są takie najważniejsze miejsca, do których ja przywiązuję dużą wagę i dopóki one będą, tam na pewno będę kręcił klipy. Nawet, jeśli zostanie tylko jedna cegła – stanę sobie przy niej i po prostu będę do niej nawijał.
KSz: Jakie są Twoje muzyczne plany na najbliższy czas?
Jongmen: Na najbliższy czas planuję najnowszą płytę „Kontrapunkt”. Z pierwszych ustaleń myślę, że w kwietniu będzie już się działo. Dziewięćdziesiąt procent materiału już mam tak naprawdę gotowe, resztę wokali wysyłam do obróbki, wszystkich gości już mam. Zaczynamy trasę, zrobiliśmy już pierwsze cztery koncerty, mamy jeszcze przed sobą trochę, co weekend dwa miasta aż do wakacji. To jest plan na najbliższy czas. Chcę przede wszystkim skupić się na tej płycie, żeby ją dobrze wypromować. No i zamierzamy jeszcze kilka nowych kolaboracji stworzyć, połączyć też kilka rodzajów muzyki. Chcę współpracować z kapelami metalowymi i stworzyć taki mocniejszy brzmieniowo projekt, to już jest dalszy plan. Do tego mam płytę w duecie do nagrania z poznańskim raperem Śliwą, z którym też będę współpracował, od razu po tej płycie. Mam nadzieję, że to wszystko będzie się jakoś kręcić. To są moje najbliższe plany. Płyta „Kontrapunkt”, kwiecień mam nadzieję, Diil Gang, Hemp Records. Sprawdzajcie i czekajcie…
KSz: Dzięki za rozmowę i w imieniu Radia Żyrardów życzymy Ci wielu sukcesów.
rozm. Katarzyna Szymbert
foto: Marta Bartosiak
Skomentuj