Około dwa lata temu napisałem artykuł, który opublikował „Głos Żyrardowa i okolicy”. Odbił się on sporym echem, między innymi żyrardowscy radni z PO i prezydent odsądzili mnie od czci i wiary mówiąc, że źle wyrażam się o własnym mieście. A ja nie wyrażałem się źle o mieście, ale o władzach tego miasta, które przez całe lata nie potrafią dobrze rządzić Żyrardowem. Niedługo po publikacji zostałem odwołany ze stanowiska Wiceprzewodniczącego Rady Miasta Żyrardowa.
Minęły dwa lata, a degrengolada trwa. Nie ma inwestycji, Żyrardów się wyludnia, młodzi uciekają, Żyrardów ma ogromne długi, brak pieniędzy na wszystko. Poniżej artykuł sprzed dwóch lat. Dokąd zmierza Żyrardów? Pytanie jest ciągle aktualne.
Quo vadis Żyrardów
Żyrardów – bardzo podobnie jak Łódź – jest miastem o zranionej tożsamości. Nie potrafi znaleźć dla siebie nowej formuły po przemianach ustrojowych 1989 roku. Miasta budowane są z konkretnych powodów m.in. po to, by ich mieszkańcom żyło się wygodniej i przyjemniej. Mieszkańcom Żyrardowa nie żyje się wygodniej i przyjemniej. A jeśli czasami tak jest, to dlatego, że pracują, odpoczywają, rozwijają zainteresowania poza miastem.
Żyjemy w czasach, w których doraźność niszczy wszystko co wartościowe, perspektywiczne, przemyślane. Głębsza refleksja, przewidywanie na czas dłuższy niż kadencja nie są zbyt popularne. A przecież miasta żyją setki lat, a czasem ponad tysiąc. Dostaliśmy je po naszych przodkach i przekażemy potomkom.
Dokąd zmierza Żyrardów? I nie pytam tu jakie ulice będą zrobione w 2011 roku, czy który blok zostanie pomalowany w jaskrawe kolory. Pytam jak będzie wyglądało nasze miasto w roku 2040.
Proponuję, by jednak chwilkę się nad tym zastanowić, taka refleksja jest naszemu miastu potrzebna. I nie chodzi mi o lokalnych polityków, tę czy inną partię, chodzi mi o miasto jako wspólnotę.
Żyrardów to miasto około 40.tysięczne. I tyle wiadomo na pewno. Fundamentalne pytania brzmią:
- czym to miasto teraz jest?
- jakie powinno być?
- co się tu tak naprawdę dzieje?
Każde miasto ma swój wizerunek, jakąś markę w regionie, kraju, czasem dalej. Ta marka może być rzeczywista, ale może być i sztucznie wykreowana.
Historia Żyrardowa jest dosyć krótka i zbliżona do historii Łodzi. W XIX wieku gwałtownie rozwinął się tu przemysł, głównie włókienniczy, miało to silne działanie miastotwórcze i dlatego wyrosły nowe miasta i miasteczka wokół fabryk. Jedna fabryka wygenerowała mniejsze miasta, kilka fabryk blisko siebie dało duże miasta.
Ale pamiętajmy, że miasto to nie tylko mury, fabryki, bloki. To także ludzie, a może nawet przede wszystkim ludzie. I to jacy oni są, decyduje o wadze i znaczeniu miasta. Ich mentalność, wykształcenie, zamożność, tradycje, więzi społeczne decydują czy miasto będzie miało charakter defensywny, czy będzie otwarte na świat.
Oczywiście, każde miasto ma jakąś strategię. Ostatnio nawet musi mieć plany budżetowe na 15 lat do przodu, ale te plany przez władze są traktowane jak zło konieczne i coś co będzie jeszcze dziesiątki razy zmieniane. Praktyka mówi, że prezydent miasta martwi się raczej o zbudowanie kilku konkretnych ulic, odnowienie szkoły, remont budynków mieszkalnych itp., a nie wizję swojego miasta za 30 lat. Takiej wizji większość nie ma, hasło o „murowanych klimatach” to za mało.
Autorytet świata urbanistyki i architektury Jan Salm określił kiedyś niedaleką nam mentalnie Łódź jako „miasto o zranionej tożsamości”. Dalej wyjaśnił, że Łódź nie potrafi pozbierać się i znaleźć nowej formuły dla siebie w nowych czasach. Twierdzę, iż Żyrardów bardzo podobnie jest miastem o zranionej tożsamości i nie potrafi znaleźć nowej formuły dla siebie po przemianach ustrojowych 1989 roku.
Robotniczy charakter Żyrardowa przestał istnieć. Nie ma ani robotników, ani fabryk. Pozostały za to miliony czerwonych cegieł poukładanych w budynki pofabryczne i mieszkalne. Są czymś w rodzaju spadku po tamtych czasach, takim naszym swoistym krajobrazem naturalnym. Tak jak gdzieś są jeziora, pagórki, doliny rzek, tak my mamy setki budynków pofabrycznych i mieszkalnych.
Ale ludzie nie czują już związku emocjonalnego z tymi industrialnymi pozostałościami. Byłych pracowników Zakładów Lniarskich z roku na rok ubywa. W domkach z czerwonej cegły czy kamienicach ludzie mieszkają, bo nie mają wyboru. Uwzględniając współczesne standardy, są to często slumsy (Jasna, Chopina, 1 Maja, Leszno, Waryńskiego, Legionów Polskich itd.), miejsca wstydliwe, dzielnice w których często się nie pracuje, nie dba o wspólne mienie, nie myśli o jutrze. I ci ludzie często nie są temu winni, po prostu miasto o nich zapomniało. Warunki społeczne, demograficzne, lokalowe nie determinują naszego życia, ale mają ogromny wpływ na nie. Wspólnota rozumiana jako „żyrardowianie” w sumie nie istnieje. Te budynki zaczynają się właśnie zawalać jak ostatnio na ul. Legionów Polskich. A pofabryczne duże budynki kupują biznesmeni i budują tam „nowy świat”. Lofty kupią bogaci warszawiacy, którzy tu tylko ulokują pieniądze, a przyjadą raz na miesiąc.
Żyrardowianie zaś nie traktują miasta jak przestrzeni, którą chcą współtworzyć. Dotyczy to także blokowiska na osiedlu Wschód. Ci w blokach traktują miasto jak sypialnię. Ci w slumsach gorzknieją z roku na rok, nie mogą liczyć na skuteczną pomoc od władz miasta, bieda jest dziedziczona z rodziców na dzieci. Ci z domków na przedmieściach w ogóle tracą miejski charakter. Mieszkają przy polnych drogach, asfalt mają pół kilometra od domu, nie mają w dzielnicy usług, w tym i handlu, żyją jak na wsi, często nie mogą nawet dojechać samochodem do domu, bo błoto, śnieg albo dziury w drodze. Żyrardów za torami kolejowymi nie ma ani jednej szkoły, nie ma kościoła, nie ma ośrodków kultury. Ludzie jadąc przez tunel „jadą do miasta”. Nie wiem czy czytelnicy wiedzą, ale spory fragment Żyrardowa jest w parafii… Międzyborów.
Większość żyrardowian nie chodzi na wybory, nie bierze udziału w zebraniach wspólnot mieszkaniowych, nie działa w organizacjach pozarządowych, mówiąc kolokwialnie interesuje się tylko i aż sobą, a miasto jako takie nie jest im do niczego potrzebne. Organizm miejski Żyrardowa odrzuca większość mieszkańców (dlatego muszą pracować w innych miastach), a ci mieszkańcy nie potrzebują swojego miasta.
Miasto to ludzie, a ludzie u nas nie są uczeni myślenia w kategoriach wspólnoty, dobra ogólnego. Mieszkańcy nie angażują się, a miasto żyje obok nich. Magistratowi jest to zaś na rękę, bo nadal może być… władzą. W pewien sposób obie strony są zadowolone, nie wchodzą sobie w drogę. Nic od siebie nie chcą. To bardzo źle, bo to znaczy, że tego miasta mentalnie powoli nie ma. Miasto rozumiane jako więzi degeneruje się.
Żyrardów na pewno nie jest już miastem przemysłowym. Pełni funkcje administracyjne, ale poniżej swoich możliwości. W wielu dziedzinach ważniejszymi miastami są Grodzisk Mazowiecki, Pruszków, a nawet Mszczonów. Żyrardów się wyludnia, młodzi ludzie po zrobieniu matur wyjeżdżają na studia i nie wracają. Pełnimy funkcje poniżej swojego potencjału.
Żyrardów potrzebuje myślenia perspektywicznego, potrzebuje działań kreujących naszą pozycję, by hasła nie śmieszyły jak „murowane klimaty”. Potrzebujemy też rozmachu i braku kompleksów z racji bycia niedużym prowincjonalnym miastem. Jak w kraju mówi się: Opole, Sopot, Gdynia, to każdy skojarzy z festiwalami. Jak powie się Bełchatów, Płock, Legnica, to z wielkimi koncernami przemysłowymi. Jak mówimy Łowicz, Zakopane, Koniaków to skojarzeniem jest folklor. A co skojarzy się z Żyrardowem? Kiedyś był to len i fabryka, ale tego już nie ma i nie będzie. Potem Żyrardów kojarzył się jednoznacznie: strzelaniny, gangsterzy i przestępczość. Teraz to troszkę się zmieniło, teraz Żyrardów w ogóle się nie kojarzy.
Twierdzę, że w tej chwili Żyrardów jest BRZYDKIM, ZAPUSZCZONYM, GASNĄCYM MIASTEM. Jest bardzo dużo BIEDY, BRAKU PERSPEKTYW I MIGROWANIA. W ostatnich latach ubyło nam około 10 % mieszkańców!!! Młodzi ciągle chcą się stąd wyrwać i już tu nie wracać. Żyrardów to ROZWALAJĄCE SIĘ BUDYNKI KOMUNALNE, BRUDNE PODWÓRKA, DRAMATYCZNIE ZNISZCZONE DROGI. Żyrardów ma też ulice i dzielnice gdzie wieczorem trudno spotkać kogoś trzeźwego, a dzieciaki całe dnie spędzają na ulicach. Na przedmieściach Żyrardów ma DZIESIĄTKI KILOMETRÓW ULIC BEZ ASFALTU I BEZ CHODNIKÓW. Trudno tam przejechać, trudno przejść. Wiosną i jesienią są to bagniste, nieprzejezdne, pełne dziur drogi. Zimą nie odśnieżane, latem pełne pyłu. Drogi bez asfaltu są nawet w środku miasta. PRZEDMIEŚCIA w rodzaju tych za ul. Jaktorowską, za ciepłownią w okolicach ul. Witosa czy pod lasem koło ul. Wypoczynkowej TO PRZYPADKOWA JEDNORODZINNA ZABUDOWA, bez krzty zamysłu urbanistycznego, zaplanowania przestrzeni i estetyki. Miasto praktycznie wycofało się z funkcji planowania przestrzennego, dbania o estetykę i fizjonomię zabudowy, myślenia o funkcjach jakie miasta pełnić powinny. Czapki z głów przed XIX.wiecznymi planistami starego, obecnie zabytkowego, Żyrardowa.
Peron rano wygląda jak Okęcie w Warszawie. Tysiące ludzi (ponoć ok. 15 tys. dojeżdża pociągami i ok. 5 tys. samochodami) kłębi się i pociągiem stąd ucieka, by normalnie pofunkcjonować. Wrócą wieczorem, by iść spać. Żenujące, że głównym punktem miasta ciągle jest bazar. Taki jest właśnie Żyrardów.
Żyrardów nie potrzebuje źle pojętego marketingu, potrzebujemy pomysłu na miasto.
Uważam, że Żyrardów powinien postawić na kulturę. Jak Międzyzdroje, Sopot, Kazimierz Dolny, Wrocław. Bliskość Warszawy i Łodzi dają ogromne możliwości korzystania z ich potencjału. Potrzebujemy jednak czegoś, co będzie nas identyfikowało wobec innych. Uważam, że wielką szansą jest organizowanie Festiwalu Miasto Gwiazd. Jego dwie edycje, a zwłaszcza ubiegłoroczna, pokazały, że organizatorzy są w stanie zrobić coś na wielką skalę. W zeszłym roku w przeciągu 9 dni odbyły się w Żyrardowie spotkania m.in. z Owsiakiem , Hołdysem, Nowickim, Stuhrem, Rottenberg, Ziemkiewiczem, Wolskim, Terlikowskim, Steczkowską, Poniedzielskim, Zamachowskim, Barcisiem, Grabowskim, Gruzą i ponad setką innych gwiazd z wszystkich dziedzin kultury i sztuki. Grozi nam ogromny grzech zaniechania, jeśli nie wesprzemy Festiwalu. Nie widzę żadnego innego działania w mieście, żadnego innego tak dobrego pomysłu na szybki przeskok Żyrardowa do wyższej ligi miast. Pierwsza liga miast to te ośrodki, które są kojarzone błyskawicznie w całej Polsce. Gramy w III lidzie miast o znaczeniu lokalnym. Festiwal Miasto Gwiazd może być tym czymś, co pokaże krajowi Żyrardów jak nic innego. Skorzystajmy z szansy, bo potomni nam nie darują. Przeszłości nie zmienimy, ale na przyszłość mamy wpływ.
Jerzy Jankowski